W wieku dwunastu lat straciłem ojca.
Jak? To naprawdę nieistotne na tym etapie opowieści. Ważne, że
przez to zostaliśmy zmuszeni do przeprowadzki. Musieliśmy
zrezygnować z luksusów, jakie ojciec zapewniał nam w wielkim
mieście, na rzecz starego domku dziadków w niewielkiej mieścinie.
Matka nie była w stanie utrzymać mnie i mojego starszego brata z
wróżbiarstwa. Kto z resztą byłby w stanie nawet samego siebie
wyżywić z tak żałosnego zajęcia?
Cóż, może przesadzam. Po prostu nie
wierzę w to całe przepowiadanie przyszłości. Z tego też powodu
postanowiłem odsunąć się od matki. Szczerze, miałem dość jej
gadaniny, że pokocham kogoś upośledzonego.
Co to, to nie.
Od takich osób trzymam się z daleka.
Nie dlatego, że ich nie toleruję. Po prostu... Oni mnie przerażają.
Są Inni.
Ale ja też nie jestem normalny. Nigdy
nie lubiłem bawić się z innymi, raczej byłem samotnikiem, ale
równocześnie lgnąłem do ludzi. Fotografia to moje ulubione
zajęcie od kiedy tylko pamiętam. Robię zdjęcia wszystkiemu. Od
małych owadów, przez rośliny, aż do zwierząt. Moją ulubioną
modelką, od przeprowadzki, została piękna Mika - wyżeł
weimarski. Należała do naszych sąsiadów, a w parku zawsze uganiał
się za nimi dzieciak, na oko w moim wieku.
Adrian.
Gdybym był na tyle odważny, robiłbym
mu zdjęcia. Mnóstwo, mnóstwo zdjęć. Jego rysy były dla mnie
intrygujące, a gdy zmienił kolor włosów na srebrny, stał się
chodzącą zagadką. Cichy, niechętny do spotkań. Nigdy nie
potrafiłem nawiązać z nim kontaktu, chociaż chciałem. Pragnąłem
go poznać i zrobić mu prawdziwe fotografie.
Tak na marginesie, kiedyś ukradkiem
udało mi się złapać go w kilku kadrach. Siedziałem potem w domku
na drzewie, przeglądając te fotografie od nowa i od nowa, nie mogąc
powstrzymać uśmiechu. Gładziłem aparat, dumny z tego, co
zrobiłem.
Mimo wszystko chciałem zrobić mu
prawdziwe zdjęcia. Chciałem poprosić go o pozowanie dla mnie.
Po pięciu latach nadal się na to nie
odważyłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz